starał się ukryć rozczarowanie, gdy pytano go o toaletę. Albo o to,
na której półce są książki Clancy’ego, lub czy księgarni jest najnowsza powieść Grishama. – Rozegraj to tak, jak chcesz, stary – szepnęła Helena, kiedy usiedli przy stoliku. – I tak wiem, że robisz w portki z radości. Luke posłał jej rozbawione spojrzenie. – Robię w portki? Heleno, co to za język?! Uśmiechnęła się łobuzersko. – Odpieprz się. Wiesz przecież, że jestem z Nowego Jorku. Zaśmiał się znowu. Helena miała rację. Naprawdę cieszył się, widząc tych wszystkich ludzi. Nic, nawet czek na sporą sumę, nie zastąpi uznania czytelników, choć oczywiście nie był wrogiem czeków. Kierownik księgarni otworzył drzwi. Pierwsze osoby wtargnęły do środka. Przez następne półtorej godziny Luke tylko podpisywał książki. Bolały go już mięśnie twarzy od ciągłego uśmiechania się do czytelników. Helena i kierownik podawali mu otwarte na tytułowej stronie wciąż nowe egzemplarze ,,Martwego kontaktu’’. Czekający byli bardzo mili. Luke żałował, że nie może sobie uciąć krótkiej pogawędki z tym lub owym czytelnikiem, jednak nie było czasu na takie uprzejmości. Chyba że chciał doprowadzić do kłótni w kolejce. Na szczęście widział już jej koniec. Rzucił okiem, starając się ocenić, czy nie zabraknie książek i ile jeszcze czasu zajmie podpisywanie. Od trzymania pióra zaczęły boleć go palce. I właśnie wtedy zobaczył najpiękniejszą twarz, jaką zdarzyło mu się widzieć w życiu. Poznał ją od razu, chociaż nie widzieli się chyba dziesięć lat. Wstrzymał oddech, zupełnie zapominając, gdzie jest i co tu robi. Myślał tylko o jednym: ,,Nareszcie przyszła!’’ Helena pochyliła się w jego stronę. – Boże, muszę zajarać. Poradzisz sobie sam? Luke zamrugał powiekami, powoli wracając do rzeczywistości. Przy stoliku stała jakaś kobieta i patrzyła na niego wyczekująco. Aha, czytelniczka. Uśmiechnął się do niej, spytał, jak się nazywa, i wpisał dedykację do książki. Dopiero wtedy spojrzał na Helenę. – Co mówiłaś? – Chcę zapalić. Mogę na chwilę wyjść? – Boże broń! – Potrząsnął głową i spojrzał w stronę stojącej na samym końcu Kate. Nie była sama. Na rękach trzymała dziecko. Chyba dziewczynkę, sądząc z różowego wdzianka. Córkę Richarda! Luke z trudem zdusił w sobie bolesną złość. Czy to możliwe, że mógł być jeszcze zazdrosny? Ściągnął brwi, maskując niechęć i gniew. Czyżby Kate nie zrozumiała? Nie odpowiadał na jej telefony z jednego powodu. Nie chciał już jej widzieć. Nie miał ochoty rozmawiać... Kłamiesz, zganił siebie w duchu. Nie odpowiadałeś, bo właśnie chcesz się z nią spotkać. I to aż za bardzo. Wziął głęboki oddech i powrócił do podpisywania. Starał skupić się na tym, co miał do zrobienia. W pewnym momencie stwierdził, że potraktuje Kate tak jak innych czytelników. Wpisze jej dedykację do książki i odeśle do domu. Pracował automatycznie, nie czując już bólu palców. Ale kiedy po raz kolejny uniósł głowę, okazało się, że ma przed sobą Kate. Stanęła przed nim zarumieniona, zdenerwowana i pełna nadziei.