chciała złożyć księciu wizytę. Wtedy macie ją schwytać. Pewnie też spróbuje się z nim
porozumieć w jakimś innym miejscu. Kiedy więc Westland lub jego córka stąd wyjdą, należy pójść za nimi. Żadne nie może się domyślić, że są śledzeni. No i macie się od dziś nosić po angielsku. Nie powinniście się wyróżniać. Kiedy złapiecie dziewczynę, przyprowadźcie ją do mnie. Kozacy się skłonili. Michaił zamierzał wsiąść do czekającego w pobliżu powozu, gdy nagle się zatrzymał. - Nie, lepiej zabijcie ją od razu. Ta nędzna dziwka sprawia więcej kłopotu, niż jest warta. Kurkow i Kozacy mogli mieć przewagę liczebną, lecz Alec znał każdy kąt na West Endzie. Bez większego trudu udało mu się uchronić siebie i Becky przed niebezpieczeństwem. Mimo swojej brawury był w szoku po tym, co się zdarzyło. I czuł oszołomienie po stoczonej walce. - Z pewnością już ich zgubiliśmy - wyjąkała Becky, gdy kluczyli pośród mrocznych zaułków na tyłach eleganckich domostw. - Muszę obejrzeć twoje ramię! - nalegała. - Trzeba zatamować krwawienie! - Nic mi nie jest. - Nieprawda! - Nieważne - burknął. - W końcu - dodał tonem pełnym goryczy - co znaczy moja krew w porównaniu z twoją? Becky puściła jego uwagę mimo uszu. - Bądźże rozsądny. Jeśli będziesz nadal tak krwawić, staniesz się zbyt słaby, żeby walczyć albo uciec, jeśli nas dopadną. Zatrzymał się i spojrzał jej w oczy. - Okłamałaś mnie. Znalazłem dziś rano krew na moim szlafroku. Jesteś dziewicą, niech to diabli wezmą! Nie - poprawił się - byłaś nią! Aż do zeszłej nocy. - Czyżby? - bąknęła, wzruszając ramionami. Na chwilę zaniemówił. Wyzwanie widniejące w jej oczach odebrało mu mowę. Oblała się rumieńcem. Chwycił ją za ramiona. - Becky, dlaczego mi nie powiedziałaś? Nie tknąłbym cię, gdybym wiedział. W każdej chwili mogłabyś powiedzieć „nie” i dałbym ci spokój. Czy rozumiesz, co właściwie zrobiłaś? - Boli mnie - powiedziała, zaciskając wargi. Natychmiast puścił jej ramię, lecz nie przestał mówić. - Powiedz mi, o co tu chodzi. Mam dość twojego uporu. Czemu oni cię ścigali? Czy naprawdę nazywasz się Becky Ward? - Tak. Tyle mogę ci zdradzić, ale nie więcej. Chodź, opatrzę ci ranę i pójdę sobie. - Nie patrząc na niego, wskazała mu skromny kościółek na rogu. - Chyba nikt nas stamtąd nie przegoni. - Nie! - Chętnie pokaże tej diablicy, co to znaczy upór. Sam z niego słynął. - Nigdzie nie pójdę, dopóki mi wszystkiego nie opowiesz. Chciałbym wiedzieć, dlaczego musiałem zabić dwóch ludzi. I czemu ktoś chce porwać moją przyszłą żonę. - Żonę? - Nareszcie spojrzała mu w oczy! - O czym ty mówisz? Straciłeś rozum? - Masz mnie za kogoś tak wyzutego z czci, że mógłbym porzucić kobietę, której odebrałem dziewictwo? - Nie pleć głupstw. Nie wyjdę za ciebie. - Właśnie, że wyjdziesz - warknął ze złością. - Wiele już w życiu robiłem, ale nigdy nie zrujnowałem życia żadnej dziewicy! - Przesadzasz. - Nie obchodzi mnie, czy ci się to podoba! Gdybyś powiedziała mi prawdę, nigdy by do tego nie doszło. - Nie mogłam. - Co to znaczy „nie mogłam”? - Wiem, jak ty i tobie podobni traktujecie kobiety. Wczoraj na ulicy byłam dla ciebie tylko przelotną igraszką, zachcianką. Dla mnie była to sprawa życia i śmierci. - Mówisz bez sensu. Przecież starałem się być dla ciebie dobry.