- Nie sądzę. On... chyba nie robi tego osobiście. Zawahała się na
wspomnienie słów Briana: tych czterech przenosiło z bagażnika do bagażnika ludzkie ciało. - Prawdopodobnie jest także mordercą - dodała. - Czemu pytasz mnie o takie rzeczy? - odpowiedział pytaniem True, popijając wodę. Bo to właśnie ten sukinsyn porwał moje dziecko, pomyślała. Opanowała się, wbijając wzrok we własną szklankę. - Staram się podążać za każdym, kto może doprowadzić mnie do Justina - powiedziała wreszcie. - Myślisz, że Diaz był w to zamieszany? - Ja wiem, że facet, który zabrał mi syna, ma tylko jedno oko. Drugie osobiście mu wydrapałam - odetchnęła ciężko. -I myślę, że on nazywa się Diaz. Może tak nie jest, ale to nazwisko wciąż natrętnie powraca. Jeśli mógłbyś dowiedzieć się czegoś o jednookim mężczyźnie, który nazywa się Diaz, byłabym zobowiązana. an43 79 - Jedno oko... To zawęża krąg podejrzanych. Zobaczę, co się da zrobić. - Dziękuję. Zdawała sobie sprawę z tego, że True może spełnić jej prośbę w konkretnym celu, wykorzystując to jako pretekst do... innych rzeczy. Jeżeli tak się stanie, po prostu będzie musiała jakoś dać sobie radę. Biznesmen musiał już kiedyś słyszeć to nazwisko, była prawie pewna. Jasne, wielu ludzi tak się nazywało, ale True wiedział coś o Diazie właśnie w tym kontekście, o którym mówiła Milla. Z jakiegoś powodu był ostrożny, nie chciał teraz odkrywać kart. Może zadawał się z Diazem w dawnych, niechlubnych dla siebie czasach - i nie miał ochoty tego ujawniać. Podano deser: ciasto w polewie czekoladowej. Milla gestem podziękowała kelnerowi, ale przyjęła kawę. Niebawem miała przemawiać, chciała jeszcze zebrać myśli. Ci ludzie dali po czterdzieści dolarów za talerz niespecjalnego żarcia, a niektórzy z nich wypiszą jeszcze czek dla Poszukiwaczy po imprezie. Winna im była przynajmniej porządne przemówienie. * ** O dwudziestej drugiej trzydzieści było już po przemówieniu, po podziękowaniach i po uściskach dłoni. Milla z trudem wspięła się do samochodu. Kiedy zamykała drzwi, usłyszała swoje imię: True, pomachawszy jej, właśnie podchodził do auta. - Zjemy jutro razem kolację? - zapytał bez zbędnych wstępów an43 80 i flirtowania. Nawet jej to odpowiadało, była zbyt zmęczona, by wdawać się w słowne gierki. - Dzięki za zaproszenie, ale jutro mam kolejną imprezę zorganizowaną w celu zbierania funduszy. Tym razem w Dallas. Tak było. Już się nie mogła doczekać, zupełnie jak wizyty u dentysty - To może pojutrze? - Pojutrze... - uśmiechnęła się kwaśno. - Nie mam pojęcia, co