To było wyzwalające uczucie. Po raz pierwszy w życiu poczuła się
pełnowartościową kobietą. Dlatego starała się z nim kochać, kiedy tylko miała okazję: w jego biurze, w samochodzie nad jeziorem, z otwartymi szybami, żeby czuć chłodną bryzę, a raz nawet w jego małżeńskim łożu, kiedy Kate musiała gdzieś pojechać. Nigdy nie rozmawiali o Kate i Emmie. Nie mówili też o jego małżeństwie ani nie układali planów na przyszłość. Na razie jej to wystarczało. Dobrze pamiętała rady matki i nie chciała niczego przyspieszać. Richard musi sam zrozumieć, że już nie może bez niej żyć. Poza tym nie musiała rozmawiać o czymś, co było dla niej aż nazbyt oczywiste. Richard był jej przeznaczony. Będą ze sobą już na zawsze. Rozbierając się, podeszła do łóżka. Miała na sobie tylko majteczki i stanik. Szerokim gestem odsunęła kołdrę i stanęła jak wryta. Z ust wyrwał jej się stłumiony okrzyk. Patrzyła na obrzydliwą brunatną maź na środku łóżka, czując, jak żołądek podchodzi jej do gardła. Co to takiego? Wyciągnęła rękę, ale zaraz ją cofnęła. Zaczynała coś rozumieć. Znowu krzyknęła i odskoczyła od łóżka. Dopiero teraz zauważyła komódkę i zniszczoną bieliznę w górnej szufladzie. John. To John ją znalazł. – Julianno? – usłyszała głos Richarda. – No, kochanie, przyniosłem lunch. – Richard! – Podbiegła do drzwi i otworzyła je szeroko. – Och, Richard! – westchnęła i padła mu w ramiona. – O Boże, dobrze, że jesteś! – Cała dygoczesz – powiedział, odsuwając się tak, żeby móc się jej przyjrzeć. – Co się stało? Czy coś złego? Potrząsnęła głową i przytuliła się do niego ponownie, nie mogąc spojrzeć mu w oczy. Chciała powiedzieć mu o Johnie. Potrzebowała pociechy i czułości. Jednak się nie odważyła. Jeśli Richard dowie się prawdy, być może nie będzie chciał mieć z nią nic wspólnego. A tego na pewno by nie przeżyła. Ale czy przeżyje, jeśli przy nim zostanie? Czy oboje zdołają ocalić życie? Nie myśląc o tym, przylgnęła do niego jeszcze mocniej. – Julianno, kochanie – powtórzył. – Powiedz, co się stało. Raz jeszcze spojrzał na nią i zobaczył, że płacze. – W Waszyngtonie męczył mnie pewien człowiek, okropny typ – zaczęła. – Właśnie z jego powodu tutaj uciekłam. – Gardło odmówiło jej posłuszeństwa i musiała parę razy odchrząknąć. Richard czekał, bacznie ją obserwując. – To bardzo zły człowiek, Richardzie. Żyje tylko nienawiścią i chce mnie skrzywdzić. – Myślisz, że właśnie cię znalazł? – Tak, weszłam... weszłam tam i... – Chwyciła go za rękę i wprowadziła do sypialni. Pokazała mu łóżko, a potem komódkę. Richard patrzył na to wszystko z coraz groźniejszą miną. – Skąd wiesz, że to właśnie on? – Po prostu się domyślam... Kto inny mógłby zrobić coś takiego? – Jakikolwiek sukinsyn z ulicy. Jakiś zboczony wariat. Ktoś, kto wie, że tutaj mieszkasz. Bardzo mi się to nie podoba. Julianna zaczęła dzwonić zębami, więc otuliła się szlafrokiem. – Czy miałaś okna i drzwi zamknięte? – Chyba tak... Sama nie wiem. Sprawdzili wszystko. Tylne drzwi były zamknięte, ale część okien – nie. Richard zajął się nimi, a następnie oboje przeszli do pokoju dziennego.