wobec synów Brannana, podejmie znowu własne życie.
Płatki śniegu wielkie jak ćwierćdolarówki rozpryskiwały się o przednią szybę samochodu. Jack skrzywił się i włączył wycieraczki. W Chicago miał śniegu po uszy i wyglądało, że i w Oklahoma City wcale nie jest lepiej. Wiedział jednak, że nie powinien narzekać. Gdyby nie przerwa w burzy i sprawność służb odśnieżających, nadal siedziałby na lotnisku w Chicago. Czuł się jednak zbyt zmęczony, by cieszyć się, że nie znajduje się tam, ale w drodze do domu. JEDNA DLA PIĘCIU 27 Jazda z lotniska do domu w Edmond trwała niecałe dwadzieścia minut. Jack bardzo się spieszył. Na szczęście ruch o tak późnej porze był niewielki, a i śniegu nie napadało jeszcze zbyt dużo. A w domu z chłopcami była Malinda Compton. Już ta myśl kazała mu mocniej naciskać gaz. Nie lubił prosić ludzi o przysługi. Nie lubił się czuć komuś dłużny. Jack Brannan od lat sam sobie, radził ze swoimi problemami. Postanowił, że zapłaci jej za tę przysługę i nic już nie będzie dłużny. Ona potrzebowała pieniędzy, a on kogoś, kto zostanie z dziećmi do jego powrotu. W jego przekonaniu była to uczciwa transakcja. Skręcił na podjazd, zapraszająco oświetlony wiszącą nad wejściem lampą. Przez okno zauważył, że pali się także lampka nad zlewem w kuchni. Ciepło rozeszło mu się po całym ciele, roztapiając zarówno niecierpliwość, jak i zimno. Nareszcie w domu. Ciepłe powietrze owiało go, gdy otworzył tylne drzwi i wszedł do kuchni. Dom, pomyślał znowu, chłonąc tę prostą przyjemność i rozglądał się po słabo oświetlonym wnętrzu. Palce zacisnęły mu się na klamce. Zamrugał i rozejrzał się jeszcze raz. Czyżby pomylił domy? Zamiast krajobrazu po bitwie, jaki go zazwyczaj witał, miał przed sobą kuchnię czystą jak pudełeczko. Stół wytarty, ani jednego brudnego talerza w zlewie, a podłoga błyszcząca jak łysina jednego z jego pracowników. Zgasił światło w kuchni i korytarzem ruszył w głąb domu. Był pewien, że za chwilę znajdzie gdzieś swoje dzieci związane i zakneblowane. Innego wyjaśnienia nie potrafił znaleźć. 28 JEDNA DLA PIĘCIU Nawet w ciemnościach zauważył, że w całym domu panuje taki sam porządek jak w kuchni. Ani jednej zabawki, o którą mógłby się potknąć w salonie. Żadnej ciężarówki czy roweru w przedpokoju. Zajrzał do łazienki. Żadnych mokrych ręczników na pręcie od prysznica, żadnych ubrań na podłodze. Na moment zapomniał, że przecież szuka synów, i podziwiał kafelki na podłodze. Jego robota. Sam to wszystko stworzył. Nawet nie pamięta, kiedy ostatnio